niedziela, 6 kwietnia 2014

Hotel Strachu

Szedł szybko i bezszelestnie mijając korytarz za korytarzem. Szukał jej pokoju.
Kopał wszystkie drzwi krzycząc : ,,Neli ty szmato otwieraj!", jego debilizm polegał na tym, że nie miał pojęcia, czy ona znajduje się w tym pokoju, hotelu, czy nawet w tym województwie.
Jednak chęć zarżnięcia jej jak dzikiej świni sprawiała, że miał wielkie pokłady energii, pomimo tego, że już 12 godzin był na nogach, był kompletnie pijany oraz odurzony narkotykami. To ostatnie, czyli czysta kokaina płynąca w jego krwi dawała mu największy Power.
Szedł już tak dłuższy czas przez czwarte piętro tego zapyziałego hotelu, okopał już wszystkie drzwi, wyzywał czterech gości, a pani stojąca przy kasie i rejestracji już dawno przestała go uspokajać i grozić policją, która zamknęłaby ten lokal tak szybko jak tylko szybko by przyjechała. Była to bowiem pralnia pieniędzy, narkotyków, a w piwnicy mieściła się rzeźnia prostytutek, które albo nie chciały już dłużej stać na ulicy, albo przynosiły same straty swoim alfonsom.
- Pit, czego do cholery chcesz? – zawołała przez drzwi Neli
- Twojej śmierci, ty podła suko!
- Uspokój się! Do cholery jasnej i wtedy porozmawiamy!
- Albo otworzysz  te drzwi, albo zabiję wszystkich którzy tu kurwa mieszkają!
- A proszę bardzo! – powiedziała, odchodząc od drzwi, kładąc się na łóżku i włączając na cały regulator swoich słuchawek „This is the new shit„ Marilyna Mansona
Pit był na tyle zdesperowanym człowiekiem, że miał w zamiarze zrobić to, do czego właśnie został sprowokowany. Nie zależało mu na swoim parszywym życiu. Miał gdzieś to ile krwi straci, czy w jakim strasznym stanie się znajdzie. Zabije wszystkich dookoła i koniec kropka.
Zszedł powoli schodami na parter puszczając bokiem wszystkie uwagi i wyzwiska recepcjonistki, która wygrażała się, że nigdy go tu już nie wpuści. „To wszystko za minut piętnaście przestanie istnieć, ty sflaczała starucho” pomyślał delikatnie się uśmiechając.
Jednym ruchem otworzył drzwi swojego samochodu, którego jak zwykle nie zamknął, szybkimi ruchami, które w żaden sposób nie mogły przynieść nic konstruktywnego szukał paczki papierosów, która gdzieś tu powinna leżeć. I leżała, na tylnym siedzeniu wraz z kanistrem benzyny, zapalniczką i niedużą prostokątną skrzynką.  Pomimo tego, że korciło go, by od razu wziąć się do rzeczy, wiedział, że wszystko musi zrobić spokojnie, co było jego kolejnym absurdalnym pomysłem tego dnia. Tak więc wyjął z paczki dokładnie trzy papierosy. Jednego włożył do ust, pozostałe dwa schował za uszami. Odpalił pierwszego. Głęboko się zaciągnął. Włączył radio, nie głośno, nie cicho, lecz odpowiednio. Włączył jakąś płytę, która znalazła się przypadkowo w jego samochodzie. Wsłuchując się w dziki bit afrykańskich bębnów, przy których  dokończył papierosa marząc, by znaleźć się w sypialni jakiejś afro amerykanki. Niestety jego cichy sen o romantycznym seksie dobiegł końca w momencie, gdy papieros dwukrotnie przypalił mu palce.
„TO BIERZEMY SIĘ DO…. roboty” pomyślał a na jego świńskiej twarzy pojawił się uśmiech psychopaty. Sięgnął po prostokąt, wyjął pistolet nabił go, chowając pozostały zapas amunicji za pasem. Przed opuszczeniem samochodu złapał  jeszcze kanister z benzyną i ruszył na powrót do „domu strachu”.
- Dzień dobry miła pani, to jeszcze raz ja. – powiedział.
- Czego ty znowu chcesz do cholery jasnej?! – wykrzyczała w jego stronę starucha dbając przy tym by jak największa ilości jej śliny znalazła się na jego twarzy.
- Zabić wszystkich, którzy są obecnie gośćmi tego hoteliku. Poczynając od ciebie pierdolona idiotko. – to mówiąc wyjął pistolet, wymierzył i strzelił. Czerwona kropka, która powstała na czole recepcjonistki  zaczęła krwawić. Nie patrząc na to dłużej niż musiał skierował się na zaplecze, gdzie zapewne znajdowały się wszystkie klucze. I nie mylił się. Za starą szybą komody, która pewnie pamiętała jeszcze odwiedziny Mistrza Zakonu Krzyżackiego, znajdowało się wszystko, czego potrzebował. Dodatkowo dla urozmaicenia swojej gry porwał cztery kuchenne noże. Bez większego zmieszania wychodząc z pokoju przez przypadek trącił ciało starej. Wyglądała obrzydliwie.. obrzydliwie pięknie, co zapewne w innej sytuacji sprawiłoby, że zaspokoiłby swoje potrzeby nekrofilskie. Idąc po schodach odpalił kolejnego papierosa. Wiedział, że dwa pierwsze piętra są puste, dlatego też od nich rozpoczął rozlewanie benzyny. Oszczędnie jak z alkoholem. Tak, by dla wszystkich starczyło. Na piętrze trzecim był tylko jeden zajęty pokój, który otworzył nie używając klucza – czyli z kopa. Jakaś para właśnie uprawiała seks. „A mogłem po cichu otworzyć drzwi i ich równie cicho zarżnąć…głupi ja. „
Chłopak który właśnie ujeżdżał dziewczynę coś do niego krzyknął, lecz tak szybko jak mówił, tak szybko oberwał kulkę, niestety strzał był nie celny, bo ranił go tylko w  nogę, co spowodowało, że momentalnie opuścił ciało kobiety  (która zresztą zaczęła już swój krzyk) i upadł na podłogę. Kolejne trzy kule spowodowały, że zaczął się trząść. Dziewczyna przez to, że rzuciła się na Pita, musiała ponieść śmierć nie co bardzo wyszukaną. Gdy tylko odepchnął ją od siebie wyciągnął nóż i ranił ją bez opamiętania po tułowiu. Całość zajęła mu jakieś 6 minut.. Zostało mu ich już tylko dziewięć, dlatego też pora się śpieszyć. Rozlał tylko nieco benzyny na podłogę i wyszedł z pokoju. Nim wszedł na kolejne piętro odpalił papierosa. Potrzebował uspokoić nie siebie, lecz oddech.
Jednym susem po wzięciu dwóch głębokich machów wskoczył na piętro ostatnie, gdzie po kolei odkluczał drzwi, zakradał się i strzelał. Wiedział, że ostatnie drzwi są jego zbawieniem, a czas, który sobie określił, jest zbyt krótki, by nad każdym się znęcać.. „to smutne..”.
Gdy już w całym hotelu, oprócz sterty brudnych zakrwawionych ciał został tylko on i jego ukochana postanowił, że wydłuży czas jej śmierci. Dostanie bonusowe pięć minut za tak szybkie i perfekcyjne wywiązanie się z powierzonej mu pracy.
Gdy wchodził powoli do jej pokoju ona odwrócona była do niego plecami, nie mogła słyszeć ani wrzasków, ani strzałów, bo cały czas miała na głowie słuchawki. Oparta ramionami na jakimś starym biurku zerkała przez okno.
Podszedł do jej krzesła i chwytając je od dołu zrzucił ją na podłogę. Wiedział, że nie odzewie się do niego ani jednym słowem, wiedział, że przygotowana jest już na zbawienie boże, które tylko on może jej zaoferować. Zaoferować wspaniałą męczeńską śmierć.
Kopnął ją kilkakrotnie w żebra i krocze. Podniósł za włosy i wyrżnął z całej siły o ścianę.
Gdy tylko z jej nosa i ust puściła się cienka stróżka krwi wymierzył jej kilka uderzeń. Nie bił jej tak jak w czasie seksu, bił ją by zabić. Gdy widział, że jego ofiara już odlatuje do krainy wiecznych łowów, podniósł ją z ziemi i powiedział :
- Wiesz przecież, że trzeba było tylko być bardzo grzeczną dziewczynka… nic więcej…
Po czym odłożył ją na łóżku, złapał leżące na biurku zapałki. Zbiegł na dół i rzucając je za siebie wywołał ogromny pożar.  Ledwo sam zdążył mu umknąć. Wpadł tylko do pokoju, pocałował swoją kochankę, strzelił jej prosto w skroń i upadł na kolana. Odmówił „ostanie pożegnanie”, oblał siebie benzyną, odpalił ostatniego papierosa i mocno się nim zaciągając zaczął płonąć. Czuł się spełniony. Wykonał zadanie..


Dwa dni później w prasie ukazał się artykuł zajmujący pół strony, jego nagłówek brzmiał :
„Tragedia w Hotelu. Pożar pochłonął wszystkich gości  policja bada przyczyny pożaru”

Gdyby żył pewnie ociekałby teraz z żalu. Jego praca , ciężka robota została przyćmiona pożarem.. I o nim nikt już nie będzie mówił. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz