środa, 7 maja 2014

Przeżycia Narkomana


Wszystko wiruje. Macham rękoma , ledwie tańczę. Widzę ją znowu. Tańczy z kimś.  A podobno tego nie lubi. Odwracam głowę, zamykam oczy. Jestem tylko ja i muzyka . Flesz uderza po oczach. Otwieram je. Widzę smugi moich palców. Pieszczocha , która zostawia długie białe ślady.  Nie wiem dlaczego ale wychodzę z parkietu. Idę do Kibla. Nie wiem po co. Widzę ludzi znajomych. Tu z nimi przyszedłem. Jeszcze myślę. Strzała, zmuś się żeby myśleć. Bez przypałowo. Siadam na jakieś kanapie. Zamykam oczy. Słyszę typową dyskontową muzykę. Ludzie mają na sobie dziwne ubrania. Jeden chyba uciekł z wiezienia, drugi ma mundur  . Tu jakimś wampir  tam wilkołaki. O nie ,nie Strzała. Bezpieczniej dla ciebie będzie jeśli uspokoisz oddech , zamkniesz oczy i spróbujesz żyć. Po prostu. W dech wydech. Ile razy obiecywałeś sobie że to już koniec? Że nie pijesz , nie palisz, nie weźmiesz żadnego gówna? Zawsze kończę tak samo. Nigdy nie wiem kiedy przestać 
-Pan ma już. Wypad z klubu! -mówi do mnie jakaś  kobieta.
-Nie , ja się uspokajam.
- Wie pan ilu już mi tak mówiło tego wieczoru ?
-Nie. Ma pani dychę , i powiedzmy że nabrałem nowych sił.
Wzięła dychę. Mogę zostać. Było blisko. Pamiętaj , Strzała nie możesz siedzieć . Wtedy umierasz. Gram w tą grę.  Zasada prosta. Jeśli nie usiądę przez minutę wygrywam i stawiam sobie piwo. Zaczynam wierzyć że może kiedyś będę normalny. Wchodzę do kibla . Trzeba trochę odbudować morale stary .  Wyciągam z kieszeni portfel . Tu są! Mam moje dwie ostanie piguły. Piguły życia i śmierci. Jeśli nie weźmiesz takiej w odpowiedniej chwili giniesz. To kolejna gra. Humor musi trwać.  
Pierw pod język potem sru do gardełka. Prawie umarłem. Prawie przegrałem. Nie mogę przegrać muszę dalej grać. Bo zacznę myśleć. Nie chce tego! Gramy . Nie usiadłem. Minęły dwie minuty.  Należą mi się zatem dwa piwka! Podbijam do barmana:
-Dwa Lechy na szybkości . - Daje barmanowi banknot on mi podaje piwo. Najwyraźniej rozumiemy się bez słów. Albo widzi w jakim jestem stanie i woli nie wdawać się w rozmowy. Pije mojego Lecha. Przypomina mi się że moją żelazną zasadą było nie picie na piguły, cóż , zasady można zmienić.
Pije , a właściwie przechylam na dwa razy , pierwsze piwo. Spostrzegam Boginię na Sali. Podejść? Nie. I tak nie jesteś wstanie już bajery kręcić. Strzała wlecisz z tym że nie lubisz nazizmu i na pewno nic już z tego nie będzie…  Od niej aż wali nazikiem. Ale mimo to podoba mi się. Jej krwisty makijaż , podarte getry, długie szesnasto dziurkowane   glany. To wszystko tworzy  mój ideał na dzisiejszą noc.
Odwracam się by na nią nie patrzeć.  Piję piwo. Tym razem spokojnie , powoli. Świat zwalnia obroty. Ktoś krzyczy. Ktoś się bije. Jakieś butelki lecą. Przepraszają mnie. Upadłem. Nie wiem co się dzieje.
Czuję krew z nosa. Nagle tępo przyśpiesza . Jakiś frajer mnie uderzył. Nie odpuszczę mu już.  I wszyscy którzy przyszli ze mną.  Podbiega do nas jakiś koleś.
- Jak chcesz się napierdalać to na dwór! Już! –mówi.
Wychodzimy powoli na zewnątrz klubu. Zerkam przez plecy. Nie będziemy sami . Wszyscy nas będą obserwować . Tylko tego mi było trzeba dziś. Ale nie podaruje. Nie i koniec.  Bum.  Kolejna pieść  trafiła mnie tym razem w policzek. Nie czekam na kolejne zaproszenie. Uderzam uderzam. Uderzam.
Kopię. Siadam na nim. Bije go po twarzy. Teraz ja leże. Trzyma mnie dwóch kolegów
-Debilu chcesz go zabić?!
-Spadam do środka.-odpowiadam.
Wchodzę  znowu do mojego królestwa. Krew ściekająca mi po twarzy jest teraz artefaktem. Jestem cały nabuzowany. Znowu widzę  Boginie. Tym razem bez mrugnięcia okiem podchodzę do niej.
-Co pijesz .. Bogini ?
-Martini. A ty już nie pijesz.
-Nie mów mi co mam robić.
-Bo co?!- podnosi głos.
-Bo nie jesteś nie wiadomo kim. – mówię to po czym jednym ruchem przyciągam ją do siebie. Całuje ją. Nie wyrywa się. Nawet nie próbuje się ode mnie odsunąć. Wykonałem zadanie. Pocałowałem ją . Nic więcej tego wieczoru od ciebie nie chce szybka kobieto.
-Lece.  Na parkiet. – mówię . Chcę aby już jej nie było . Nie obchodzi mnie. Dostałem  jej usta. Na więcej nie zasługuję,w tym stanie.
-Mogę iść z tobą ?
-Nie.
Nie idę na parkiet. Wiem że nie ogarnę i znowu będą problemy. Cele na dziś zrealizowane. Spadamy. Tylko jeszcze ta ostatnia wesoła pigułka.. i będę lewitował do domu.  Kocham, kocham ten stan! Brum. Leć leć tableteczko ! Gardełko czeka.. Hop. Nie ma jej.  Uciekła . A razem z nią moja świadomość i życie. Widzę ciało. Lewituje nad nim. To ciało idzie ulicą bez czucia. Umysł jest daleko. Ciało idzie. Stoi grupa. Ciało Napiera. Grupa bije. Ciało ucieka. Nie jestem wstanie po tym wszystkim nawet krzyczeć wołać o pomoc. Nagle jeden z nich wyciąga nóż. Uderza mnie raz drugi . Padam. Wszystko mi wiruje . Tym razem to nie od dragów. To Agonia. Zasypiam.
-Otwórz te oczy idioto jeden!
Słyszę kogoś. Ale nie mam siły wstać. Nawet oddychać nie mam siły..
-Wstawaj !
Nagle, otwieram oczy i wstaję.
-Czy ja jestem w niebie ?
-Nie . I masz przestać udawać że się sztyletujesz tą łyżeczką rozumiesz?!
-A gdzie jestem?
-W swoim domu.  Przyleciałeś tu. Rzuciłeś się na ziemie. Wziąłeś łyżeczkę  i udajesz że Cię zabijają nożem.  Czyli dobra impreza była?
-Nie dobra. Ona była nie zwykła. – mówię po czym zasypiam.




Grom historia mieszana


„Gdzie jest ta legitymacja?!” pomyślał Grom przeszukując  po raz setny swój pokój. Sprawdzał już wszędzie . Odsuną łóżko , biurko , sprawdził już wszędzie ale nigdzie nie było tego głupiego etui  z biletami miesięcznymi i legitymacją.
Zbieg na dół  wpadł do kotłowni. Jeszcze raz wyrzucił wszystko z kosza na brudną bieliznę ale znowu nic.
-Czego ty tam tak szukasz?- powiedział dziadek  który pojawił się z nikąd .
-Eee. ..  no portfela. – wybąkał Grom wiedział bowiem że nie może powiedzieć iż zgubił miesięczny bo by dostał potężne kazanie na temat jaki to on jest roztrzepany i nie odpowiedzialny . „Nie , nie tym razem poradzę sobie  sam” – pomyślał , godząc się z myślą że szybko nie ujrzy biletów i cieplutkiego miejsca w Owsiaku..
-Ja spadam do szkoły .
-Już ?  jest szósta rano.
- No mam jeszcze kilka spraw do załatwienia . – mówił wciągając glany . Nim dziadek zdążył jeszcze o coś zapytał chłopak był już po za domem. „Grom ogar tak? Stopem do Dierżgonia nie ma daleko.. to tylko 24 dasz sobie rade tak? Zawsze dawałeś to teraz to pryszcz” . Po chwili był już na drodze prowadzącej do drogi wojewódzkiej.  Co chwile robił sobie wymówki. Wiedział że teraz codziennie rano będzie musiał tak jeździć.. wszystko to przez to że tak ostro zaimprezował w ten weekend , przez trzy dni praktycznie trzeźwiał, wlewał w siebie wszystko co miał pod ręką. Nie robiło mu różnicy czy pije piwo wino czy wódkę. Pierwszy raz od ponad roku mógł sobie pozwolić na zupełne zapomnienie o wszystkim. „Kurde, etui musiało mi wypaść jak im pokazywałem legitymacje .. „ przypomniał sobie nagle Grom.  Faktom nie zaprzeczy. W piątek jechał z jakimiś przemądrzałymi facetami którzy mu  nie wierzyli ile ma lat .  Imponowało za to im to że przechylił pół butelki wódki na raz i zapił to piwem a nie sokiem. Więcej nie pamięta żeby wyjmował legitymację.
Pogrążony w przemyśleniach , doszedł do celu swojej podróży. Teraz tylko liczyć na szczęście  że wyrobi się na pierwszy Wos. Jeśli nie to wpadnie mu kolejna godzina. „muszę zdążyć .. jest czas ,jest dopiero  6.32 .. nie no nie wierze” zatrzymał mu się już samochód, po mimo tego że go przed chwilą wyminą .  Grom natychmiast podbiegł do samochodu
-Dobry , dokąd pan jedzie?
- Pod Dzierżgoń , a ty? – odpowiedział kierowca
-Dokładnie tam! Mogę ?
-Wsiadaj .
Bez żadnego zawahania w siadł do samochodu. Kierowca ruszył z piskiem opon. Po chwili zadzwonił do niego telefon. Odebrała. Grom był trochę zdziwiony rozwojem sytuacji.
-Tak . Mucha wpadła w sieć.
Chłopak pobladł , na czoło natychmiast wstąpiły mu zimne krople potu. Był przerażony. Czyżby tym razem noga miała mu się powinąć i spełnią się słowa ty wszystkich którzy ostrzegali go przed jeżdżeniem na stopa?  Jak kretyn im nie wierzył…
-Proszę pana ja chyba będę już wysiadał..- wybąkał , lecz kierowca tylko zablokował drzwi i przyśpieszył.
„Jak tylko się gdzieś zatrzymamy sięgam do kostki , i niech się dzieje co chce. Tanio skóry nie sprzedam.” W swoim plecaku Grom trzymał kij który często służył mu do obrony , gdy skinów było więcej niż dwóch . Owy kij był dla niego przedłużeniem ręki. Świetnie nim walczył. Wiedział bowiem że tym razem może nawet i on nie pomógł. „Mój druhu, to może być nasza ostatnia bójka”
Gdy tak rozmyślał co dalej będzie samochód  się zatrzymał nagle. Do miasta było jeszcze około 6km.
Drzwi się otworzył. Grom odruchowo przekręcił się w prawy bok i kopnął. Osoba która najwyraźniej chciała go wyciągnąć z samochodu upadła z hukiem. „Ciekawe  ilu was jeszcze jest frajerzy.. „  pomyśl wychodzą z samochodu w ręce trzymają swój czarny owalny kij. Zapewne nie jedna osoba widząc Groma przeraziła by się . Był wysoki , miał 186 cm wzrostu długiego czerwonego irokeza , cały ubrany po wojskowemu . Wysokie glany  szesnastki dopełniały jego wyglądu.  Poczuł rękę na swoim ramieniu. Nie odwrócił się aby spojrzeć kto to , tylko upuścił kij na ziemię i przerzucił przeciwnika przez lewe ramię. Podniósł kij za nim wstał i już chciał uderzyć przeciwnika ale w ten spostrzegł że to Jabol, a kolesiem którego kopnął jest Jeremi.
-Ludzie co wy odwalacie? –spytał.
-Mogę cię o to samo spytać , nie wiedziałem że jesteś taki bojowy stary . Chcieliśmy ci po prostu zrobić numer a ty kopiesz swoich braci. – powiedział z wyrzutem Jeremi.
-No bardzo śmieszne ! A się ubawiłem . A kim jest niby ten cholerny kierowca?
-Mój starszy, idioto jeden. A i oto twoja legitymacja, zostawiłeś ją u mnie w pokoju.- to powiedziawszy Jabol rzucił do Groma jego etui w niebieskim kolorze.
-Debile jesteście. Wale tą szkołę. Stawiam wam za to dobre wino. I Jeremi , bracie trzymaj się, nie chciałem kopnąć tak mocno …
-E tam , kopiesz jak baba ..
Po tym wszyscy wybuchneli  gromkim śmiechem. Udali się do najbliższego sklepu , i kupili 6 buczków.
Spili się jak zwykle , gdy Grom miał ochotę zrobić coś pożytecznego dla świata..i tak miną dzień temu specyficznemu punkowi. Wiele razy myślał o tym że bez tczewskich brudasów nie poradził by sobie w życiu. Nagle wybuch śmiechem , przypomniał sobie bowiem  że wszystko tego dnia wydarzyło się tylko dlatego że zapomniała od Jabola legitki. 

Świat pięknie wiruje

Wstaje rano , ogarniam się. Zaścielam łóżko . Idę jeść . Obiecuje sobie, że ten dzień przesiedzę w domu.
Podchodzę do kanapy, siadam . Patrzę tempo w jakieś tandetne reklamy w telewizorze . Dostaje esemesa.
Nie chce podnosić telefonu, wiem że od tego wszystko się zacznie. Idę do góry. Siadam przy komputerze. Włączam Facebooka, po kilku minutach dostaje wiadomość "przyjedziesz do mnie? mam ochotę na wirowanie" Odpisuje " Będę jak złapie stopa"  . Bez pośpiechu stawiam sobie włosy. Ubieram glany, pakuje skórę, zawiązuje arafatkę.  Wychodzę z domu. Odpalam papierosa. Idę na Berlinkę dzielącą Tczew z Pelplinem .Wystawiam rękę . Mija mnie jeden samochód , drugi ,kolejny. W końcu zatrzymuję się jakiś dziadek . Pytam tylko czy jedzie do Tczewa , on potakuje. Jedziemy dwadzieścia minut w pięknej ciszy. Wysiadam przy samych granicach miasta , które dało mi tyle pięknych wspomnień.  Jestem tu mówiony jeszcze z jedną osobą.  Ona ma to co ja chcę. Ma tego dużo. Idzie. Prosta wymiana bez słów. Ja podaję banknoty stu złotowe on małe pigułeczki. Żegnamy się kiwnięciem głowy. On odchodzi, ja biorę magiczną pigułkę Morfeusza i przenoszę się do mojego ukochanego Matrixa. Po kilku chwilach , czas zwalnia nie bezpiecznie a ja czuję się jak Neo unikający zagrożenia. Uciekający przed kulami. Jest mi niezwykle dobrze. Dziś nie miało tak być. Miałem być w domu. Ale co z tego? Nie będę żałował bo czasu już nie cofnę.
Nawet nie wiem kiedy docieram pod blog osoby dla której tu przyjechałem. Wychodzi. Przytulamy się. Kochana siostra. Palimy. Cieszymy się. Opowiadamy jak miną nam wczorajszy dzień. Śmiejemy się. Lubię to . Naprawdę . To jest pozbawione jakiegokolwiek sensu ale ONA nie spyta się mnie po co to robiłeś? albo: Przestań , tak robić to jest złe!  Ona spojrzy się na mnie tym swoim wzrokiem pełnym politowania. A ja wtedy mówię. "to ty podałaś mi pierwsza ,odpowiedni haj. Teraz się nie czepiaj" I dalej się śmiejemy. Wpadam na pomysł żebyśmy gdzieś pojechali. Wprawdzie mamy do kogo.  I znowu to samo: łapie stopa, gadka  ludźmi. Po drodze zażywam jeszcze kilka pigułek. Jestem już w niebie. Rozmawiam z kierowcą o punk rocku. O Sex Pistols, o jakimś Punku nożowniku ...hmm chyba o Wydrze. Wysiadam w małej  miejscowości . Dzwoni do mnie kumpela . Mówi mi którędy mamy iść. Nie jestem wstanie chodzić. Ja latam. Widzę białe duże ptaki , ogromną żółta kulę, to samą jaką wyrzucał Songo Ku w przeciwników. Cofam do tyłu ręce , kieruje je złożone w odpowiedni sposób w okolice żeber.  Wrzeszczę "kamehameaaaaaaaaaa" i wystrzeliwuje pocisk gdzieś w  pola. Zaczynam tańczyć , latać , lewitować, przenikać przez ściany , ale dopiero po chwili uświadamiam sobie że to wszystko dzieje się w mojej głowie, a sam stoję jak wryty. Ciało nie słucha już poleceń mózgu. Ono wie że mózg jest dla niego nie bezpieczeństwem. Niebiesko włosa dziewczyna woła mnie przez okno. Najwyraźniej to tu mieliśmy dotrzeć. Wyskakuje nagle z domu tulimy się do siebie. Po dłuższej chwili uświadamiam się że to moja znajoma . Idziemy do niej do pokoju. Tam jest Ruda.  Zaczynamy gadać , śmiać się, dostajemy ciasto z bananami , wpadam na genialny pomysł zrobienia placka z haszem. Nie ma tylko jednego składnika- haszu. Gadamy o ziole . Dostaje małą daf kię do pokruszenia. Robię miszung, nabijam lufki palimy śmiejemy się, rozkminiamy. Nagle Mówię :
"Co jeśli bóg jest Marihuaną a my źle spożywam hostię ? " Zaczynam dyskutować na ten temat. Dochodzimy do wniosku że tak nie może być , bo było by to  zbyt piękne. Oglądamy jakiś mój filmik. Dziewczyny mówią że zostanę gwiazdą internetu . :  ) . Po jakimś wychodzi z naszej pięknej , małej hasz komory. Wracam do domu. Taki sobie, mały ,  biedny, uśmiechnięty. Świat dalej mi pięknie wiruję, a ja wole go , gdy patrzę na niego przez swoje różowe okulary.  Nie chcę zła ani dobra. Nie chcę widzieć  ani czuć. Ja chcę wolnym być . Ja chcę żyć!



http://www.youtube.com/watch?NR=1&v=JvxG3zl_WhU&feature=endscreen

Ten trzeci

-Myślisz że on może być trzecim?
-Tak, czuje od niego pewną energię, wierzy w demony , widzi je i czuje gdy coś jest nie tak.
-Ale Pandemonie , on jest zbyt słaby... Nie poradzi sobie z tym. Jego organizm .. Postura...
-Milcz Niema! Nie każdy kim jest zainteresowany mój pan musi być wielki , przystojny i zdrowy. ON go wybrał. Pan ma co do niego pl..
-Puście mnie ... on tu jest!!- przerwała słowo Pandemonowi , osoba która nagle pojawiła się w komnacie cienia. Zrobiła rzecz za którą zginie,  przerwała Pomruk Snu, narażając na przerwanie rozmowy. 
-Podejdź tu, śmiertelna! 
Osoba , kobieta która wiła się po komnacie , nagle , posłusznie wstała kierując się w stronę nad człowieka. Bała się , każda jej kończyna chciała uciec jak najdalej stąd. Lecz kierowała się wprost do źródła głosu. Powoli , krok za krokiem zbliżała się do niego. do końca swej egzystencji...
-Panie.. czy mogę na to nie patrzeć..? -Powiedziała Niema , drżąc na myśl tego jak jej Pan potratuję  ten niewinną osóbkę , rodzaju ludzkiego. W przeciwieństwie do swego mistrza , posiadała jeszcze uczucia. Nie lubiła widoku śmierci. Zabijała tylko gdy musiała.Zawsze szybko, tak aby jej ofiary nie cierpiały , bardziej niż było to wskazane. Pandemon zaś uwielbiał znęcać się nad swoimi ofiarami. Niema wie , co zaraz się stanie. Mistrz wyciągnie za swego małego brązowego paska mały sztylet, rozkroi swej ofierze pierw ręce , tak aby mógł jednym ruchem ściągnąć z niej płaty skóry , następnie ostrze powędruje do jedynego źródła światła w tym pomieszczeniu , wielkiego posągu w kształcie czerwonej kuli  , w jej  środku płonie  żywy ogień.  Aby następnie wbić go powoli z potylice ofiary tak aby każdy jej nerw czuł nadchodzącą śmierć. Gdy ofiara zacznie konać , On łaskie wbije nóż w mózg, pozwalając ofierze umrzeć.
-Nie , musisz tu zostać. To nie potrwa długo .- odpowiedział Pandemon, po czym przemówił do ofiary -Kim jesteś aby przerywać moją rozmowę śmiertelnico ?!
-Człowiekiem... Grzesznym.. Błagam.. ja..-mamrotał owy człowiek..
-Jesteś kobietą, dlatego możesz wybrać śmierć. Szybka i  bolesna , czy powolna ale bez bolesna? 
-Wybieram.. Życie...
-Takiej możliwości nie miałaś ..-powiedział powoli i spokojnie mistrz. Po czym wbił nóż w samo serce swojej ofiary. Niema była zaskoczona, czyżby Pan , chciał wrócić jak najszybciej do przerwanej rozmowy?
-A więc kontując.. Ten Goth jest trzecim  Nie myśl o nim , póki co , gdy przyjdzie czas jego długie czarne włosy staną ci przed oczyma. Nie rozprawiaj o nim. Nie myśli. Nie obserwuj go. Daj mu żyć. Powoli będę go wtajemniczał w demonologię i cel do jakiego został stworzony. Co nagle to po DIABLE.- wypowiadając te słowa Pandemon zawały bez dźwięcznym śmiechem. Następnie wyją nóż z ciała ofiary i rozpoczął wycierać go o swój jaskrawo czerwony płaszcz- Jeśli złamiesz któreś z moich postanowień, kara będzie sroga. Tym razem , nie okażę łaski , konać będziesz dużo ciężej niż ta martwa jednostka leżąca u moich stóp. 
-Tak panie , A czy Rudo włosa może o tym wiedzieć?
-Kiedyś ktoś spisze tę rozmowę, wszystko dzieje sięw odpowiednim czasie, wtedy gdy ci śmieszni ludzie przygotowani są na informację , która nie zmiarzdży ich słabej psychiki. 
-Rozmumiem panie.
-A teraz oddal się .. Pora aby udał się na spoczynek.. I pamiętaj Skrzypek nie może o niczym wiedzieć.. Inaczej losy naszej bitwy ulegną nie kontrolowanej zmianie..





Ta Trzecia

-Powiedz mi ile wiesz o demonach?
-Wiem , dużo rozmawiam z nimi , wywołuję , karmie.
-Czy słyszałaś kiedyś o Lilith?
-Tak słyszałam. Nie dawno wypędzałam ja z czyjegoś ciała. Nie pamietam kogo. -odpowiedziała Safirowa  Łowczyni.
Pandemon zastygł w miejscu. Czy jest szansa ze się pomylił , że to wszystko co sobie ułożył , to jak przygotowywał po woli Skrzypka w tym momencie poszło na marne . Nie , to nie moze byc prawda, może ich ma być więcej niz jedna osoba? Może ma stworzy legion? nie nie ... Memnoch mówił mu o jednej osobie , Azazel powtarzał słowo "jedna" ... Czy mozliwe jest ze zle odczytał znak , że słowo "jedna " nie jest kierowane do osoby , tylko jej płóci ? ... "musze wniknąć w jej umysł... tam znajdę odpowiedz.."
-Łowczyni czy mogę zobaczyć twą krew? - Zapytał  Mistrz. 
-Ależ oczywiście- to mowiąc  rozwineła swe rękawy ukazując swemu nowemu panu nadgarstki. Pandemon nie stracil ani chwili. Wyjął mały nożyk ,naciął skore nowej wybranki , po czym  skierował jej krew do swoich ust, przy czyn deliktanie rozciął sobie jezyk , tak aby mógł przejść do wspomnień swej Łowczyni.
Przepełnił go uczucia... Wybranka była na tyle silna aby zablokować przed nim obraz, najwyraźniej musiał ją ktoś wtajemniczać.. "nie dobrze nie dobrze, nie będę miał nad nią pełniej kontroli... Myśli .. niestety.. "
Strach.. Strach prześladował tę niewiną istotkę od dnia narodzin.. Ciągle bała się powrotu do własnego patologicznego domu.. Strach przed jej ojcem.. Nie.. nie przed ojcem .. to matka ją biła... Ojciec tylko się temu przyglądał .. Ale... ona nienawidzi bardziej jego.. Dlaczego..? Dlatego że stał z tym swoim szyderczym uśmiecham nad jej zabliźnionym ciałem całe noce gdy myślał że jego córka spi.. Napawał się jej widokiem.. Podniecało go to jaką siłe ma jego żona.. był podwrażeniem jej "wyczynów"... Ale nagle bogo bojna dziewczynka zmienia się .. jej strach przeradza się  w wielką odwagę. Nie boi się ból.. przywykła do niego .. po za tym ktoś kto nie zdradzi swojego imienia rozpostarł nad nią skrzydła...
-Budzimy się , więcej nie zobaczysz kochaniutki.. nie ufam ci jeszcze na tyle kochanienki mroczny mistrzu aby pokazać ci kto stoi nade mna. Powiem ci jedno. Wiem dlaczego tu jesteśmy. Wiem dlaczego rozmawiamy. Tylko dlaczego wybraleś miejsce , gdzie spacerują nie winne osoby ? Każda z nich może zostać zabita bez powodu jesli wybuchniemy.. i ty i ja wiem że jesteśmy na tym samym poziomie... i może się to skończyć tragedią...
-Nie waż się do mnie mówić bez należnego mi szacunku. Pamiętaj że ty nadal jesteś śmiertelna-Powiedział Pandemon  łapiac Łowczynie za szyje.- w każdym razie, zabrałem cię do jednego z neutralnych miejsc , gdyż nie chciał bym aby kto kolwiek nam przeszkodził ,.. skarbie . Ten park jest wolny i od aniołów i tych którzy upadli.. nie mają tu mocy.. A co do ludzi.. on nas nie widzą .. Czas dla nas nie istnieje w tym miejscu.. jesteśmy ponad nim. A teraz wybacz , ale nie mogę , póki co z tobą dłużej przebywać. Za dużo rzeczy do siebie nie pasuje... Muszę poskładać jakoś to wszystko.. i unicestwić Skrzypka.. Nie jest mi już potrzebny,.,

To powiedziawszy Mistrz znikł ... Łowczyni została sama, stała chwilę w otępieniu. Potracali ja ludzie którzy pedzili do pracy.. nikt nie zaobserwowal tego co sie wlasnie dzialo... wszystko jest normalnie , nienormalne..

Bilet przemian życiowych

Wszedł do autobusu. Ubrany w zwykłe jeansy , jakąś prostą bluzę. Usiadł na pierwszym wolnym miejscu. Ubrał słuchawki i zamkną oczy. Nie przejmował się niczym, chciał po prostu dojechać bez przeszkód do celu. Pogrążony w świecie wyobraźni muzycznej wsłuchiwał się w słowa piosenki. Niezbyt konkretnej czy wyszukanej. Proste zwykłe nuty z jakiegoś radiowego super hitu. Zerwał się nagle. Zapomniał o                 najistotniejszej rzeczy. Jednym krokiem doskoczył do kasownika i zrealizował cel kasując bilet. Zadowolony z powodzenia misji ponownie chciał się rozłożyć na swoim dawnym miejscu. Tyle że jego azyl był już zajęty przez jakiegoś staruszka. Z dezaprobatą rozejrzał się wtórnie po autobusie. Z przodu na lewo od kierowcy było kilka wolnych miejsc. Gdy był już dwa kroki od nowego legowiska ,autokar ostro zahamował a on sam wylądował z gracją na podłodze pojazdu. Nim stał z ziemi , otrzepał się z kurzu , pewna rudo włosa piękność zadomowiła się już na trzech wolnych miejsca w raz ze swoimi czterema siatkami. Chłopak przemierzał autobus wielokrotnie szukając dla siebie wolnego miejsca lecz albo już ktoś je zajął tuż przed nim lub po chwili podchodziła do niego pani z pytaniem "czy mógłbyś mi ustąpić miejsca?" na co nie mówiąc nic, wstawał i szukał kolejnego wolnego siedzenia. Gdy już je znalazł , spostrzegł iż już musi wysiadać. Z naburmuszoną miną , przełączył piosenkę na mocną brzmiącą, jego szare buty zastąpił masywne , wielkie glany. Krótkie włosy  zamieniły się na mocne długie czarne, pieszczochy zastąpiły mu zegarek a na bluzie wyrósł napis "Sabaton". On już podjął decyzje gdy wyszedł z autobusu. Już nigdy więcej nie skasuje biletu.

Wooodstock



Bartek tuż po otwarciu oczu przypomniał sobie cały wczorajszy wieczór. Stał się ofiarą kaca mordercy. Najchętniej nie ruszał by się z namiotu tyle że już słyszał nawoływanie kolegów aby wstawał bo czas świętować pierwszy dzień najpiękniejszego festiwalu świata. Niechętnie wygramolił się na zewnątrz , światło dzienne oślepiło go w pewnym momencie na tyle że  nie wiedział co się z nim dzieje. Gdy doszedł do siebie trzymał w ręku grubego skręta.
-Masz ziomek. Najlepsze lekarstwo na kaca. –Powiedział do niego Sroka Jeden z przyjaciół poznanych na miejscu
-Nie mam Kaca stary. Po prostu troszeczkę boli mnie głowo i tyle.-odpowiedział naburmuszony Bartek. Wiedział że nie może pokazać kolegom swojej słabości . Co innego gdyby był tu tylko Sroka. On potrafił zrozumieć  człowieka.
-Ta nie masz kaca mówisz? To dlaczego ubrałeś bluzkę  nie tak jak trzeba? –Krzykną do niego Homer.
-Dajcie chłopakowi spokój. A ty Homer nie pamiętasz jak wczoraj wzięło cię na wymioty i trzeba było pozbyć się Pinokia? –Zaoponował Kamil.
-Oj dałbyś już spokój Sroka.-odpowiedział Homer.
Pinokio w zasadzie był to kawał drewna który nie przysłużył się w budowaniu obozowiska , dlatego tez  uzyskał takie zaszczytne  imię.
-Dobra ludzie ja lecę pod krany. Muszę zmyć z siebie tą cholerną noc.- powiedział Bartek ruszając w stronę namiotu aby wyjąć  ręcznik i żel pod prysznic.-Idzie ktoś ze mną? –Odpowiedziała mu cisza dlatego ruszył w stronę kranów.
Idąc rozmyślał o tym że już dziś rozpoczną się pierwsze koncert. Sam czekał na ostatni dzień. Sabaton . Już raz przez głupotę nie poszedł na ich koncert , tym razem jednak będzie inaczej .
-Sorry wiesz może gdzie są krany- spytała go rudo włosa dziewczyna która perfidnie przerwała mu rozmyślania.
-Ta. Cały czas prosto. I w prawo.-Powiedział na odczepnego Bartek.
-Nie chciałbyś mnie zaprowadzić?
-Jakoś nie bardzo mam ochotę.
-Trudno. –Powiedziała dziewczyna odchodząc.
Nie chciał sprawić jej przykrości. Po prostu nie ma tego ranka ochoty na rozmowę z kim kolwiek. Jego celem jest spłukać się lodowatą wodą  i powrócić do świata żywych .

Do kranów miał spory kawałek ale jego oczy cieszyły się na widok wioski która już najwyraźniej zaczynała żyć.  Idą przyglądał się ludziom który przyciągali uwagę  swoim zachowaniem bądź  ubiorem . Widział  grubego faceta który miał tabliczkę „Zeus. Zbieramy na przywrócenie dawnej świetności”  Kobietę która  pozwalała się przytulać za 50gr. Paczkę chłopaków  którzy chodzili z kubkiem żeby im dolać piwa. Drobnych złodziejaszków którzy kradli bransoletki woodstokowe.
-Stary po co idziesz dalej?
Słysząc znajomy głos Bartek spojrzał w kierunku z którego  dochodził. Dopiero gdy rozejrzał się po okolicy spostrzegł że już  trzydzieści metrów temu powinien skręcić.
-Dzięki Koniu . Gdybyś się tu nie pojawił,  musiał bym pewnie spory kawał się cofnąć.
-E tam . Ja właśnie się umyłem także mykam do obozu.  Tylko się nie zawierusz! Pamiętaj !
 Mówiąc to ruszył w przeciwną stronę  niż nasz bohater. „ach kochany koniu” pomyślał Bartek . I miał racje. Koniu potrafił poświęcić wszystko dla swoich przyjaciół. Nie raz już ratował kogoś z niezłych tarapatów pomimo tego że jest tu dopiero dwa dni.
-To jest to czego potrzebowałem! Achh zimna  wodo nacieraj! –Mówił Bartek biorąc prysznic.
Gdy już się umył i zaczął trzeźwo myśleć stwierdził że jeszcze nic nie jadł tego dnia a jest już godzina trzynasta. „tak to właśnie jest na woodzie pierw skręt i piwo potem jedzenie” - pomyślał.
Gdy już dotarł do obozu wpadł tylko po portfel do namiotu i już chciał opuścić obozowisko gdy usłyszał wołanie Sroki:
-Ty , młody gdzie idziesz co? Ładnie to tak się wymigiwać i nawet z  kolegą małego drinka nie wypić ?
-Sorry stary , ale padam z nóg  .. jeszcze nic nie jadłem

-Na jedzenie  przyjdzie pora potem !  Koniu podaj no koledze kubeczek i wlej wódki od serca no!
-Się robi!
-Nienawidzę was ,wiecie o tym? -powiedział Bartek  odbierając kubek z wódką od kolegi.
-Pitolisz . To co panowie za dzisiejszy dzionek? –Powiedział Kamil poczym wypił całą zawartość swojego kubka.
Jak zwykle mieli wypić tylko po jednym kubeczku wódki , skończyło się na litrze wódki.  Ani się obejrzeli a zegar wskazywał godzinę czternastą trzydzieści pięć.  Za pół godziny  oficjalnie rozpoczęcie  Woodstocku ! Wszyscy zerwali się z podłogi  ruszając w stronę namiotów. Za chwile zawołają dziewczyny aby stawiały im irokezy  ,farbowały włosy , przebijały uszy. Lecz teraz każdy  idzie ubrać się  tak aby było im wygodnie gdy będą tańczyć pogo lub skakać w rytm muzyki ukochanych zespołów.  Bartek ubierze jak zwykle swoje wytarte czarne  rurki , czarną ćwiekowaną  na ramionach romaneskie  bluzę  Sabatonu  oraz swoje dwa pieszczochy. Gdy już przystroił się w swoje ulubione ciuchy   wyszedł z namiotu by ubrać glany.
-Siemasz. Zrobić ci irokeza?- Bartek staną jak wryty. To ta sama dziewczyna którą spławił „rano” gdy szedł się myć .
-Cześć. Nie . Poradzę  sobie jakoś. Ale dzięki za fatygę.
-Daj spokój  Bartek!  To naprawdę nic wielkiego.
-Umiesz to w ogóle robić?  Moja włosy bez  tapirowania nie będą stały.
-Tak , zobaczysz efekty . Zamykaj oczy i siedź cicho!
Nie wiadomo z jakiś przyczyn Bartek posłuchał rudej dziewczyny. Widać było że miała wprawę w tym co robiła. Po pięciu  minutach jego czerwony irokez stał i żaden kosmyk włosów nie opadał .
-Dzięki wielkie . Tak właściwie skąd wiesz jak się nazywam ?
-Byłam tu wczoraj , ale najwidoczniej byłeś tak pijany że mnie nie pamiętasz. Spodobało mi się to co mówiłeś o nazistach.
-Tak?  Jak pewnie już wiesz nienawidzę nazistów a  ty wylatujesz tu z glanami które mają białe sznurowadła  zawiązane w drabinkę?
- Po prostu pasują mi do martensów?
-I nie masz nic wspólnego ze skinheadami ?
-Nie obrażaj mnie.
-Dobra już dobra. Wyluzuj, tylko pytam tak ?  Ałł…. –zawył z bólu Bartek gdy Ruda celowo pociągnęła go za włosy.
-Cienias.
-Dzięki  za postawienie włosów  , ile kasy Ci wiszę za to cudo  ? – powiedział chłopak  wyjmując portfel.
-Nic  . Robiłam to bo chciałam żebyś wyglądał jak człowiek . Wybacz ale sam nie umiesz doprowadzić się do ładu- odpowiedziała z wyraźną satysfakcją  w głosie.
- W takim razie zaszczycę cię swoim towarzystwem , jeśli tylko masz na to ochotę .  I ..no tego.. możesz mi przypomnieć swoje imię ?  Jakoś wypadło mi z głowy.
-Imiona są nie ważne.  Mówią na mnie Gotka.
-A więc ,Gotko ruszajmy w wir koncertowania pogowania !
To powiedziawszy Bartek skierował się w stronę wyjścia z ich obozu. Kątem  oka zauważył że dziewczyna idzie za nim. Jej twarz nie wyraża jakich kol wiek uczuć , nie cieszy się, nie jest też smutna.
Jedyne co robi to dokładnie przygląda się mu, bada każdy element jego ubioru  , wyglądu.
W pewnym momencie zrównali się krokiem.  Szli w milczeniu przez tłum ludzi którzy nie zwracali na nich żadnej uwagi.  Tu-na Woodstocku - każdy wygląda inaczej  a zarazem podobnie do każdej osoby którą mijał.  Bartkowi podobało się to , nie lubił wokół  swojej osoby robić szumu.  Chciał mieć święty spokój.  Po kilku minutach usłyszeli grający zespół. Nie rozpoznali  na początku kto jest teraz na scenie  , byli przekonani bowiem że zdążą jeszcze  na uroczyste otwarcie tego festiwalu , jednak za późno wyszli z obozu i rozpoczęcie Wooda obejrzeć mogą sobie jedynie w telewizji.

-Słyszysz ?! To Analogs! – wykrzyknął chłopak.
-Lecimy tam . Rozumiesz. Musimy.Być.W.Pogo.Pod.Sceną.
-  Dwa razy … - nie dokończył Bartek , gdyż  zaczęli biec.  Chwycili się za ręce aby nie zgubić się w śród tłumu. Biegli jak opętani, nie oglądali się na ludzi który potrącali , nie  którzy próbowali ich szarpać  do tyłu aby powiedzieć im co myślą o ich przedzieraniu się przez tłum . Jednak nic z tego nie wyszło., para biegła tak długo aż im oczom ukazał się scena. Byli tak blisko że mogli bez problemu wdrapać się na scenę.
-A teraz specjalnie dla Brudasów którzy  wpadli na Woodstock zagramy o!Młodzież!  ! !  - powiedział do publiczności Dominik "Harry"Pryzma wokalista kapeli.
W momencie gdy perkusista wybił rytm , gitarzyści uderzyli w wiosła  tłum zaczął szaleć. Wszyscy skakali , machali rękoma nogami  w rytm piosenki.
 Nagle ktoś  zaczął krzyczeć:
-Ściana śmierci ! Ściana Śmierci dla Harego! .Ściana !
Na te słowo wszyscy którzy byli w okolicach sceny rozstąpili się na dwa rzędy . Pech chciał że Gotka i Bartek znaleźli się idealnie naprzeciw siebie. Zanim to spostrzegli , nastąpiło już zamkniecie ściany , obie grupy natarły na siebie.  Gotka poczuła że traci równowagę lecz w porą ktoś ą złapał. To był Bartek.
-Nie pozwolę Ci upaść Gotko . – wyszeptał jej do ucha.
-Jestem Julia, kochanie. A teraz chodźmy stąd. Myślę że chcesz zmienić mi moją ubłoconą bluzkę
Gdy wyszli już z tłumu Bartek powiedział:
-Prowadź do swojego namiotu.
-Oczywiście. Widzisz, ja zawsze dostaję to czego chce.
-To znaczy ?
-Wczoraj założyłeś się ze mną że nie będę wstanie cię uwieść …
-Różne głupoty mówię gdy jestem pijany – przerwał jej chłopak delikatnie całując ją w usta. –Pamiętam cię doskonale z wczoraj,  jednak bałem się że twoje wczorajsze „kocham cię” było złudzeniem.

















Tekst dedykuje Brudasom z Tczewa  Przepraszam za białe pole w pewnym miejscu tekstu .Nie Umiem tego zmienic :(